środa, 9 października 2013
Rozdział II
Ria
Udało nam się wydostać z magazynu w dokach, ale to był dopiero wierzch góry lodowej.
Daisy, pożegnała nas uprzejmym "spierdalajcie" a potem zniknęła w ciemnościach nocy.
Dopadły mnie wątpliwości. Czy ja czasem nie zwariowałam? Narażam życie Navasa na potworne niebezpieczeństwo. Jeśli Scorpius nas dorwie,nie mamy co liczyć na jego człowieczeństwo, ani nawet szybką śmierć. Przez wiele lat nasłuchałam się o jego wymyślnych mordach, od których mi- przyzwyczajonej do przemocy, jeżyły się włosy na głowie.
Co mamy kurwa robić?- ta myśl gorączkowo przelatywała przez mój umysł. Szliśmy niemalże przyklejeni do zmurszałych ścian, przyportowych budynków. Zapach ryb i moczu, uderzył w moje nozdrza niczym nieprzyjemny pocisk. Czułam, na swojej szyi ciepły oddech Jesusa.
Nie odzywaliśmy się do siebie w obawie, przed demaskacją, jeśli się nie mylę któryś z współpracowników Scorpiusa na pewno go już uwolnił. Sukinsyn był niczym tur, na pewno morfina przestała działać po kilku godzinach.
- Ria...- sapnął Jesus. Nie usłyszałam go, zajęta własnymi przemyśleniami i obserwacją otoczenia. - Ria!- ponowił głośniej.
Odwróciłam się gwałtownie, zderzając się z Navasem. Zachwiał się a na jego twarzy odbijał się ból i cierpienie. No tak, morfina przestała działać a jego stłuczone a być może nawet pęknięte żebra zaczęły niemiłosiernie boleć. Wiem, co czuł. Mój śp skurwysyński ojczulek parokrotnie łamał moje żebra a ja przeżywałam katusze. Zaciskałam jednak zęby i nie dawałam się złamać temu skurwysynowi, niech go jasny szlag i piekło pochłonie!
- Co się stało?- zapytałam dość ostro, po chwili jednak zsumitowałam się. Przecież nie był winny całej tej sytuacji. - Dobrze się czujesz?- lekko go podtrzymałam. Był wycieńczony.
- Ria czy to jest osiągalne?- zapytał z wyraźnym wysiłkiem na zarośniętej twarzy. W przytłumionym świetle latarni magazynowej błyszczały jego niewiarygodnie błękitne oczy.
- Osiągalne, ale nie mogę zagwarantować ci powodzenia tego pomysłu. - odpowiedziałam niedbale. - Scorpius na pewno już nas szuka.
Patrzył na mnie tak, jakby czytał w moim umyśle. Pierwszy raz w życiu, poczułam z kimś obcym tak mocną więź. To pragnienie życie, pchało mnie do pomyślnego zakończenia tej ucieczki. Ja chcę żyć!
Chcę w końcu być szczęśliwa, chcę mieć słoneczne mieszkanie, kota i prawdziwą pracę z której będę zadowolona. Znowu zacznę malować, już tak dawno tego nie robiłam...
Jesus złapał mnie za rękę.
- Uda nam się.- ścisnął ją mocniej a ja odwzajemniłam uścisk. - Zobaczysz, Ria. Uda się.
- Wiem o tym. - uśmiechnęłam się do niego i naprawdę chciałam, żeby to nie było tylko pobożne życzenie, kompletnej wariatki.
Jesus
Szliśmy przez doki portowe a one w moim wyobrażeniu nie miały końca. Być może, było tak przez to, że z kolejnym krokiem czułem każde pęknięte i naruszone żebro.
Czułem, jak pod koszulką pot spływa mi chłodną strużką a potem wsiąka w materiał spodni. Bałem się.
Pierwszy raz w życiu moje życie zależało od zwykłego przypadku i jednej osoby. Chciałem aby to piekło okazało się tylko złym snem, po którym obudzę się w swoim łóżku. Nie chciałem wracać do Manchesteru, moje myśli wypełniał dom rodzinny w Sevilli. Mama, wciskająca mi moje ulubione przysmaki i ojciec utyskujący na kryzys hiszpański. Co czują moi bliscy? Czy myślą, że zostałem zamordowany? Czy kiedykolwiek ich jeszcze ujrzę? Te trzy pytania, non stop, niczym wciśnięte do wirówki kręciły się po mojej skołatanej głowie.
Z przemyśleń, tęsknot za domem i bliskimi wyrwał mnie dźwięk telefonu w kieszeni Rii.
Przystanęła, żeby sprawdzić kto dzwoni, po czym wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Hugo, ci się dzieje?- zapytała rzeczowo.
Zazdrościłem jej tego spokoju i opanowania, ja ledwo panowałem nad swoim głosem.
- Co? O kurwa! Dobra, wywalam telefon a ty chociażby ci przypalali ch**a to ani pary z gęby. Nie mieliśmy kontaktu, rozumiesz? Powodzenia!- przerwała połączenie, rozmontowując telefon a potem rzucając jego fragmenty do kubła na śmieci. Odwróciła się do mnie a ja z jej ciemnych oczu, nie potrafiłem wyczytać zupełnie nic.
- Co się stało?- zapytałem przerażony.
- Scorpius już się uwolnił.- odpowiedziała po prostu. - Mesjaszu, ta dziwka nas zdradziła, rozumiesz?- zapytała mnie.
- To koniec?- zdołałem zapytać zdławionym głosem.
Chciało mi się płakać. Miałem ochotę paść na kolana i walić głową o beton a potem popełnić samobójstwo z rozpaczy. Co ze mnie za mężczyzna?
Ria nie odzywała się. Widać było, że zmaga się z własnymi demonami i próbuje jakoś wyciągnąć nas z tego gówna.
Znowu zacząłem się modlić, jak nigdy chciałem żeby Bóg był przy mnie i pomógł nam w ucieczce. Czy ty jeszcze istniejesz? - zapytałem niemo, patrząc w niebo nad dokami.
Ria
Hugo Pereira, mój informator w domu Scorpiusa, do końca odarł mnie z nadziei. Ta dziwka zdradziła nas w najbardziej perfidny sposób a ja, zachowałam się jak ostatnia debilka, żeby to jej powierzyć nasz los. Mogłam poprosić Garry'ego, bo Barry nie posiadał ani jednej dobrze pracującej komórki. Garry, zgwałcił mnie wtedy przed laty, ale potem nie okazywał wobec mnie ani cienia zainteresowania, natomiast ten tłuk Barry cały czas ślinił się na mój widok.
- Kurwa!- wyrwało mi się.
Jesus modlił się patrząc w niebo, tak jakby zaraz miało z niego spaść rozwiązanie naszej chujowej sytuacji.
Kurwa!- zaklęłam tym razem w myślach. Ty na górze, czy nie mógłbyś chociaż raz się nade mną ulitować? Miałam wystarczająco pieskie życie, żebym miała je skończyć upodlona z nożem w piersi, wrzucona do śmierdzącego kontenera na śmieci. A Navas? Czym ci zawinił ten Hiszpan, że pozwalasz mu tak cierpieć? Masz zawiązane oczy, że nie widzisz co oboje przeżywamy?- prowadziłam monolog ze Stwórcą w którego istnienie przecież nie wierzyłam.
Muszę się ogarnąć.
Zamknęłam oczy, opierając się o ścianę doku. Teraz, albo nigdy musimy dotrzeć do statku handlowego, który wypływa dzisiaj o północy. Zostały nam dwie godziny do upragnionej wolności z dala od San Juan i jego ciemnych zaułków.
- Navas. - powiedziałam ostro. - Rusz dupsko, musimy iść dalej. Za dwie godziny wypływa nasz statek a nie mamy planu jak wejść na pokład.
- Nie poprosimy ich przecież, bo nas nie zabiorą. - powiedział rzeczowo.
- Wejście nie będzie problemem, uwierz mi na słowo.- odpowiedziałam mu. - Musimy tam przemknąć a ten skurwysyn Scorpius, już wysłał tutaj swoich ludzi. Pamiętaj, że bez względu na wszystko musisz się tam dostać.
- A ty?
- Twoje życie jest więcej warte. - spojrzałam w jego oczy.
- Nieprawda. - odpowiedział. - Jest wiele warte. - dotknął obandażowaną ręką mojej twarzy. Poczułam drżenie jego ręki a może to ja sama drżałam pod jego dotykiem?
Ruszyliśmy w dalszą drogę a milczenie spłynęło na nas oboje, niczym miękka tkanina na obnażone ciało.
Byliśmy już niemalże u celu naszej drogi. Port a w nim lśniący statek, hiszpańskiej spółki transportującej farmaceutyki. Nasza szansa ucieczki.
Ruszyliśmy przed siebie, zbliżając się do upragnionego celu, kiedy w oddali usłyszałam kroki i szczekanie psów.
- Scorpius. - wyszeptałam. - Navas, możesz iść szybciej?
Przytaknął.
Ruszyliśmy przed siebie a ja pierwszy raz, miałam ochotę usiąść na betonie i zacząć płakać. Byłam jednak zdeterminowana i odpowiedzialna, nie tylko o swoje parszywe życie, ale także o życie mojego współtowarzysza.
Powietrze przeciął świst kuli a ja poczułam, jak moją łydkę przeszywa szarpiący ból. Jesus krzyknął a ja w tym momencie spojrzałam na ranę z której broczyła krew. Strzelali dostrzegając nas w oddali.
- Jesteś ranna.- Navas szepnął zbielałymi wargami.
- Wytrzymam. - zacisnęłam zęby. - Opatrzę się jak tylko wejdziemy do kotłowni statku.
- Oni są już blisko, przecież dosięgnął cię strzał.
- Schowamy się między ładunkiem. Te debile strzelają na oślep a ja byłam ich nieświadomym celem. To tylko draśnięcie, przeżyję. - powiedziałam słabo.
- Chodź.- pomógł mi iść.
Z oddali słychać było ujadanie psów gończych i wrzaski grupy nas poszukującej. To i ten strzał uświadomiło mi, że nasz plan może i nie jest doskonały, ale musi nam się udać. Ten skurwysyn i jemu podobni nie mogą zatriumfować.
___________________________________________________________________
Przepraszam Was za ten epicki poślizg, ale w tym tygodniu dopadła mnie jelitówka i nie miałam siły, ani chęci na pisanie czegokolwiek.
Życzę Wam miłego czytania :)
PS. Zachęcam Was do odwiedzenia nowego opowiadania Martiny pt "Anioł w czerwonym pokoju " - gwarantuję Wam, że będzie się działo! :D
Pozdrawiam Fiolka :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostro jak zwykle, ale za to własnie uwielbiam to opowiadanie, jest epicko mroczne, krwawe i brudne. I Jesus Navas jak wisienka na torcie ;) Genialna atmosfera, zło czai się wszędzie, a psy gończe Scorpiusa już im szczekają za plecami (oby nie dogoniły!). Chcę jeszcze!!!
OdpowiedzUsuńO taaak! *.*
OdpowiedzUsuńCzytałam rozdział rano przed szkołą, a później cały czas rozmyślałam jak to się dalej potoczy! Mam nadzieję, że Rii i Jesusowi uda się uciec przed Scorpiusem. A jeśli tak, to zżera mnie ciekawość jak to sprawy się potoczą w Hiszpanii. Pozdrawiam ;*
ohohoh, to sie porobiło. myślałam, że tamtej flądrze zależało na tym, by pozbyć sie Rii ale jak tak sobie to wykalkulowałam to zdradzając wyszłaby na tym lepiej. Scorpius dopadł by wreszcie R. i zapewne byłby tak wku..wkurzony, że pewnie delikatnie mówiąc pozbawiłby ją życia. wtedy flądra niby miałaby spokój i pana S. dla siebie. jeju, jeju. jeszcze ta łydka jakby już jedno z nich nie było wystarczająco poturbowane. czekam na kolejny. ;)
OdpowiedzUsuńOsz... I jak teraz te dwie kaleki mają zamiar zwiać? Cholera no. Teraz to już jest podwójnie ciężko. Po pierwsze - to czy im się w ogóle uda zdążyć na ten statek. Nawet jeśli - to jak się na niego dostaną. A nawet jak się dostaną to w takiej formie fizycznej długo nie pociągną. Źle jest. Bardzo źle.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam poprzedni rozdział, bo miałam małe zaległości i muszę przyznać, że opowiadanie wciąga. Nieźle. Akcja cały czas pruje do przodu i bohaterowie nie mają chwili wytchnienia. Mam nadzieję, że im się uda. Że ten napompowany gnojek ich nie znajdzie. Nie zdziwiłam się, że ona ich zdradziła – poszła po najniższej linii oporu. Oby tylko zdołali ukryć się na statku. Jeeeeeny, jakie on ma boskie oczy – to taki komentarz poza fabułą :D Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZrobiło się cholernie niebezpiecznie. Wydaje mi się, że nawet jeśli uciekną to ich znajdą. Oboje w takim stanie mają jeszcze mniejsze szanse, mam nadzieję, że jednak nic złego już się nie stanie (tak, wiem, że pewnie będzie jeszcze gorzej)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;)
Ale się dzieje. Klimat opowiadanie jest naprawdę niesamowity i cholernie wciąga.
OdpowiedzUsuńWspółczuje bohaterom sytuacji w której się znaleźli bo łatwo nie mają. Mam nadzieję, że uda im się jakoś dyskretnie przemknąć na tym statku, choć łatwo chyba nie będzie bo teraz poturbowani są oboje. Czekam z wieelką niecierpliwością na następny:))
PS; Oczy Jesusa są niesamowite ;D
Czyli jednak ta podła suka ich wydała. To było do przewidzenia. Takim bezuczuciowym miotłom się nie ufa. Ach te emocje. Nie odpuszczasz do samego końca. Ciągle nie wiemy czy ta ucieczka skończy się powodzeniem. Oby, bo szkoda.by ich było, za młodzi są żeby umierać. Tym bardziej że Ria powiedziała że to na pewno nie była by szybka śmierć. Nie pozostaje.mi nic innego jak trzymać za nich kciuki.
OdpowiedzUsuńA tak wogóle to zdjęcie pod rozdziałem jest boskie
POZDRAWIAM
WINIAROWA♥
KochamKochamKocham *o* To opowiadanie jest świetne normalnie XD
OdpowiedzUsuńI nadal trzymasz nasz w napięciu bo nie wiemy czy uda im się uciec no... Niedobrze, że ją postrzelili ;c Byleby się im udało noo XD
Pisz szybciutko nowy rozdział :))
Pozdrawiam! :)