Ria
Minął tydzień, odkąd zajmowałam się Jesusem Navasem. Dzień po tym jak przytargali go do magazynu, nieprzytomnego i obitego na kwaśne jabłko Garry i Barry wtargali do pomieszczenia pojedyncze, składane łóżko.
- To dla ciebie cizia, prezent od szefa!- zarechotał głupszy z osiłków.
- Wszystkie zęby masz całe, kretynie?!- warknęłam w stronę Barry'ego. - Przekaż Scorpiusowi, żeby się walił na ten swój hawajski ryj. - splunęłam.
Łysek chciał mi przyłożyć, ale Garry w porę odciągnął go a strażnik zamknął pancerne drzwi. Było ciemno jak w przysłowiowej dupie, bo słońce już dobrą godzinę temu schowało się za horyzont.
Jesus spał, po tym jak nakarmiłam go breją, która miała robić za obiad i kolację. Sama nie miałam ochoty tego jeść, zadowoliłam się kromką czerstwego chleba i wodą. Hilton to nie był, ale wolę siedzieć tutaj niż patrzeć na gębę Barriosa. Ten facet wzbudza we mnie mdłości i totalne obrzydzenie. Wiem, dlaczego tutaj jestem. To zemsta za to, że ukradłam mu tysiąc dolarów i przekazałam zaufanej osobie. Okradam go od zawsze, ale nigdy nie karał mnie więzieniem ani suchym chlebem. Zawsze wyżywał się na mnie w inny sposób. Nie chciałam o tym myśleć, po pięciu latach dalej czułam wstręt za każdym razem gdy brał mnie do łóżka. Raz rozwaliłam mu łeb, ale przywiązał mnie do łóżka i zgwałcił. Uciekłabym już dawno, ale to parszywe miasto i wszystkie publiczne urzędy siedziały w kieszeni tego typa. Nie miałam dokąd iść a nikt nie udzieliłby mi pomocy w obawie o swoje życie.
Navas poruszył się na swoim sienniku, sycząc przez sen z bólu.
Pewnie podczas przekręcania się na niewygodnym posłaniu, naruszył obite żebra. Szkoda mi go, ale nie jestem w stanie nic zrobić, żeby ulżyć w jego cierpieniu. Przekupiłam strażnika złotym krzyżykiem, który dostałam od matki, żeby załatwił mi morfinę dla Navasa. Wiem, że nie powinnam go faszerować tym syfem, ale inaczej będzie się męczył z bólu a tak przesypia prawie całe dnie. W nocy słyszę jak recytuje katolickie formułki modlitw. Zazdroszczę mu tego, że wierzy w Boga. Ja już nie potrafię, nie po tym co w życiu widziałam i przeszłam. Bóg kocha tylko takich jak Navas, ludzi szczęśliwych, których jedyną troską jest choroba albo problemy w pracy. Na takich jak ja, już dawno przestał patrzeć łaskawym okiem stwórcy. San Juan, było opanowane przez Lucyfera, którego sługusem najprawdopodobniej był sam Che Barrios.
- Ria...- usłyszałam od strony siennika Navasa.- Czy ty jesteś jedną z nich?- zapytał głośno przełykając ślinę.
- Nie wiem. - odpowiedziałam mu. - Nie wiem kim się stałam, Jesusie.
Milczał przez chwilę.
- Dziękuję ci.
Zdziwiłam się. Za co mi dziękował? Przecież nic dla niego nie robiłam.
- Za co?
- Za to, że tutaj ze mną jesteś. Łatwiej mi to znieść a wiem, że sprzedałaś coś, żeby załatwić mi leki przeciwbólowe.
- Zrobiłam to dlatego, żebyś nie jęczał przez sen. Denerwuje mnie to!- udawałam groźną, ale zrobiło mi się ciepło na sercu.
Zaśmiał się cicho.
- Udajesz groźną, ale tak naprawdę słyszę w twoim głosie dobroć.
- Wydaje ci się Mesjaszu. - nazwałam go przydomkiem Chrystusa.
Po jakimś czasie usłyszałam, że znowu zasnął a ja do rana rozmyślałam o swoim położeniu.
Następnego dnia, zaaplikowałam mu kolejną dawkę morfiny, dzięki której przespał wizytę idiotów Barriosa.
Wtoczyli się do pomieszczenia magazynowego a Barry łypał na mnie wściekłym wzrokiem.
Nienawidził mnie z wzajemnością.
- Cizia bierz manele, Scorpius chce cię widzieć. - poinformował mnie Garry.
Bez słowa wzięłam bandanę z łóżka a potem wyszłam z magazynu. Wepchnęli mnie do czarnego merca, którym zostałam przewieziona do podmiejskiej willi Scorpiusa. Nienawidziłam tego miejsca, chociaż ten skurwysyn mieszkał jak w raju, otoczony przepięknym ogrodem pośrodku którego pysznił się ogromny basen. Wszystkie te luksusy zawdzięczał pracy nieletnich, morderstwom i handlowaniu dragami. Zazwyczaj nie ruszał nawet swojego parchawego zada, żeby zrobić cokolwiek. We wszystkim wyręczali go sługusy. Kiedyś wyrzuciłam mu, że nawet dupę podciera mu wynajęta do tego osoba. Oczywiście zdzielił mnie za to w twarz, ale miałam satysfakcję, że wzbudziłam w nim gniew.
Idioci zaprowadzili mnie do salonu, znajdującego się w centralnym miejscu willi. Na rozłożystej, czarnej, skórzanej kanapie siedział on- Che Barrios. Przez tydzień zdążyłam na chwilę zapomnieć jego wstrętnej mordy.
Zmierzył mnie groźnym wzrokiem i zapewne oczekiwał, że padnę przed nim na kolana i zrobię mu loda, żeby go uszczęśliwić. Za Barriosem stała najgorsza zdzira, jaką miałam nieprzyjemność w życiu spotkać. Daisy Edgar, jego eks kochanka, którą nota bene dymał zawsze wtedy, gdy ja byłam na cenzurowanym.
- Po co kazałeś mnie tutaj wlec?- zapytałam z wyrzutem.
- Stul pysk, zdziro!- sasyczała Edgar.
W moich żyłach zawrzała krew. Za każdym razem, gdy ta wytatuowana krowa otwierała jadaczkę, by wydać piskliwym głosikiem inwektyw w moją stronę, miałam ochotę popełnić pierwsze w życiu morderstwo.
Daisy nienawidzi mnie od pięciu lat, gdy Scorpius znudził się jej używanym ciałem i zaczął wykorzystywać mnie. Nie pomogły jej jęki a nawet operacja pochwy, dzięki której podobno była wąska jak nietknięta siedemnastolatka. Scorpius dymał ją wtedy, gdy miał ochotę a potem rzucał jak niechciany śmieć.
- Daisy zostaw ją!- rozległ się niski głos Barriosa.- A teraz spieprzajcie wszyscy z pomieszczenia.
- Ale Che...- pisnęła Daisy.
- Spierdalaj!- ryknął groźnie.
Skuliła ogon, jak suka na którą nawrzeszczał właściciel. Wychodząc zmierzyła mnie psychopatycznym spojrzeniem seryjnej morderczyni, którą zresztą była. Uciekła z wariatkowa gdzieś w Iowa a została tam przewieziona po tym, jak odgryzła sutek współwięźniarce.
Siedziała w pace za zamordowanie swoich trzech mężów i usiłowanie zaciukania czwartego, któremu Bóg jednak okazał miłosierdzie.
- Podejdź. - Barrios w końcu przemówił. - Wiesz, po co cię wezwałem?
- Domyślam się.- mruknęłam parząc wprost w jego obleśną mordę. - Mam ci zrobić dobrze?- zapytałam uprzejmie.
Podszedł do mnie a potem pociągnął mnie za włosy.
- Nie zmiękłaś suko?!- syknął w moje ucho.- Masz mi okazywać posłuszeństwo, dziwko. Jeśli jeszcze raz dobierzesz się do mojej kasy, zabiję twoją matkę a potem wyślę ci poćwiartowane zwłoki.
Poczułam falę mdłości, kiedy groził mojej rodzinie. Matka nie mieszkała już w San Juan, ale Barrios był zdolny do tego, żeby odnaleźć ją i zabić razem z moim przyrodnim rodzeństwem i ojczymem.
Carlos był dobrym człowiekiem, który zaopiekował się matką po śmierci tej kanalii, która była moim ojcem.
Chciał także zabrać mnie z ulicy i wysłać do rodziny w Stanach, ale już wtedy byłam w sidłach Scorpiusa. Gdybym wyjechała a Barrios dowiedział się, że ojczym maczał w tym palce, wszyscy by zginęli.
- Czego chcesz?- jęknęłam.
Zaśmiał się obleśnie.
- Tego co zawsze, moja słodka Rio.- złapał mnie za pierś, gniotąc mocno. - Nie wytrzymałam, gdy jego brudne łapska zaczęły rozpinać moją koszulę. Wymacałam w kieszeni kamizelki strzykawkę, którą robiłam zastrzyki Jesusowi. Władowałam do niej taką dawkę morfiny, że powaliłaby konia.
Gdy ten oblech położył mnie na kanapie i zaczął majstrować przy zapięciu spodni, bez chwili namysłu wbiłam mu w szyję strzykawkę z morfiną. Szarpnął się i prawie wyrwał mi rękę ze stawu, ale w tym momencie narkotyk zaczął działać.
Che runął na hebanową podłogę wijąc się w epileptycznych drgawkach a ja doprowadziłam swoje ubranie do ładu.
Porwałam z jego kieszeni klucz do gabinetu a potem zamknęłam go w środku. Wyszłam na poszukiwanie Daisy i jego przydupasów, modląc się żeby mój plan zadziałał.
Znalazłam ich na patio, wszyscy troje obżerali się karkówką i stekami.
- Już po wszystkim?- Daisy spojrzała na mnie jadowicie.
- Tak, zer**ął mnie dwa razy a potem zasnął. Macie mu nie przeszkadzać, bo wam utnie jaja a tobie zrobi lobotomię łyżką.- posłałam szeroki uśmiech w stronę wdowy Edgar.
Siedziałam jeszcze z nimi, czekając aż Barry i Garry wyjadą do burdelu, jak zresztą co dzień. Żadna uczciwa kobieta, nie chciałaby mieć z nimi nic wspólnego a zwłaszcza łóżko.
Gdy zabrali dupska i wyjechali, zaczęłam wprowadzać swój plan w życie.
- Czego się tak na mnie glebisz?- warknęła psychopatka.
- Mam do ciebie sprawę.- zagaiłam.
- Mów a potem sp***dalaj!
- Jak bardzo chcesz, żeby zniknęła a Scorpius do ciebie wrócił?- zapytałam wprost.
Psychopatka patrzyła na mnie z rozdziawioną gębą. Była ciężko myśląca i nadawała się na leczenie w zakładzie zamkniętym, ale od niej zależała moja i Navasa wolność.
- Najchętniej utopiłabym cię w łyżce wody, suko, ale Che by mnie za****ł.
- A gdybym uciekła?- drążyłam dalej.
- To inna sprawa, nikt by mnie nie podejrzewał, ale ty nie masz na tyle odwagi żeby spier****ć od Barriosa.
- Dam ci gwarancję, że gdy ucieknę i nigdy nie wrócę, gdy załatwisz mi i Jesusowi ucieczkę z magazynu. Dorzucam do tego 10 tys, które ukradłam z sejfu Scorpiusa.- zaczęłam.
Daisy wstała z ławki, mierząc mnie psychopatycznym spojrzeniem ciemnych oczu. Przez chwilę myślałam, że chce mnie zamordować, ale ona zaczęła się przeraźliwie śmiać a potem uśmiechnęła się szeroko.
- Zgoda. - odpowiedziała.- Nawet nie wiesz, jak się cieszę że w końcu się ciebie pozbędę.
- Musisz to załatwić natychmiast.
- Spoko. Zaje***my strażnika i możesz uciekać, ale jak dasz się złapać z tym swoim hiszpańskim piłkarzykiem, to Scorpisu zaciuka was na miejscu. Ja się wyprę udzielonej ci pomocy! Umowa stoi?
- Stoi. - odpowiedziałam szczęśliwa.
Chwilę potem wystartowałyśmy jej czerwonym porshe w stronę doków portowych.
Jesus
Przebudziłem się z narkotycznego snu, gdy w pomieszczeniu gdzie mnie przetrzymywano, było już zupełnie ciemno. Znowu przespałem cały dzień.
- Ria?- zapytałem, czując jak w okolicach żeber zaczyna pulsować ból.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Byłem w pomieszczeniu sam i nie wiedziałem, co zrobili z moją towarzyską. Może dowiedzieli się, że podawała mi morfinę i ją pobili? Poczułem, pod opuchniętymi powiekami łzy. Nie chciałem, żeby coś się jej stało. W ciężkich chwilach, które przeżywałem w tej norze, była dla mnie jak promyk światła. Jak anioł, którego Wszechmogący zesłał, aby pomógł mi w cierpieniu. Załkałem jak małe dziecko, modląc się żarliwie o wyjście cało z tego piekła.
Nie pamiętam ile czasu spędziłem sam, bo zasnąłem wyczerpany płaczem. Ze snu wyrwał mnie chrzęst zamka i zasuwy. Potem usłyszałem strzał i jęk boleści a do pomieszczenia weszła Ria w towarzystwie jakiejś kobiety. Było ciemno i praktycznie nic nie widziałem.
- Zaciukałam strażnika a teraz dawaj kasę i spie****ajcie!- ryknęła towarzyszka Rii.
- Myślisz, że dam ci całość od razu?- zapytała moja wybawicielka. - Masz tutaj pięć tysięcy a kolejne pięć znajdziesz w moim pokoju.
- Jeśli nie będzie tej kasy, to znajdę cię i zatłukę, ale najpierw zajmę się twoim kaleką.- zarechotała piskliwie.
- Odpierdol się od niego!- syknęła Ria.- Jesus, wstawaj!- dotknęła mojego ramienia.
- Co się stało?- zapytałem oszołomiony.
- Uciekamy stąd!- odpowiedziała uradowanym głosem.
- Szybciej suko, bo nie będę tutaj czekać w nieskończoność!- zniecierpliwiła się towarzyszka Rii.
- Wyciągnij dłoń.- rozkazała mi dziewczyna a potem położyła na niej dwie tabletki a do drugiej ręki włożyła butelkę z wodą. Połknąłem posłusznie.
- Dokąd idziemy?- zapytałem gdy udało nam się opuścić magazyn.
- Na statek handlowy płynący do Hiszpanii.- odpowiedziała prowadząc mnie w stronę nadbrzeża.
- Mamy bilety?- zapytałem z nadzieją.
- Oszalałeś? Nie możemy zrobić tego legalnie. Scorpius nie jest idiotą a pół miasta siedzi mu w kieszeni. - odpowiedziała ostro.- Musimy się jakoś dostać do ładowni i przeczekać, aż statek znajdzie się na pełnym morzu. Wtedy się jakoś ujawnimy, mam nadzieję, że ci marynarze są fanami futbolu.
- Dlaczego?- zapytałem zdezorientowany.
- Bo szuka cię pół świata! Czytałam dzisiejszą gazetę, nikt nie wie gdzie mogłeś zniknąć. Podejrzewają nawet, że nie żyjesz!
- O Boże!- wyrwało mi się. - Ria, jak ja ci się odwdzięczę?- zapytałem wzruszony.
- Jeszcze mi się nie odwdzięczaj, Mesjaszu. - ostudziła moją wdzięczność.- Gdy uda nam się uciec, wtedy przyjdzie pora na wyrazy uznania.
____________________________________________________________________________
Przed Wami moje drogie, rozdział pierwszy kryminały z Jesusem w roli głównej. Przyznam szczerze, że to opowiadanie gwałci mnie po nocach, tak bardzo chce być napisane. Powoli ulegam, bo coraz bardziej wnikam w świat Rii a także umysł Jesusa i ich prześladowcy Scorpiusa. Życzę Wam miłego czytania i liczę na szczere opinie, bo zależy mi na tym, żeby to opowiadanie wypaliło.
Pozdrawiam Fiolka :*
To opowiadanie jest przezajebiste i czytam je w upojeniu. A teraz lutnę ci komplementem z grubej rury: twój styl w tym opowiadaniu przywodzi mi na mysl mojego ulubionego autora, Stephena Kinga. Tak więc pisz lasiu dalej, bo ja tu czekam z zapartym tchem! :*
OdpowiedzUsuńUciekają! Po woli małymi kroczkami przekonuje się do twojego opowiadanie...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to robisz ale idzie Ci to genialnie :*
Czekam i pozdrawiam ;]
To opowiadanie jest genialne! Takie inne! *.* Muszę ci powiedzieć, że bardzo podobnie myślimy, bo mam już adres itp na opowiadanie kryminalne z Ikerem w roli głównej. Uwielbiam Rię, mimo, że tak dużo przeszła jest silną dziewczyną, która nie da sobą manipulować. Niestety, Daisy pewnie wyprowadzi ich na manowce, ale przynajmniej będą mogli lepiej poznać się na statku. Pisz szybciutko kolejny, bo ciekawość mnie zżera! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. :) Nie spodziewałam się, że ta Edgar im pomoże! Ale dobrze, że to zrobiła. Dzięki temu Ria i Jesus mogli uciec.. Może na statku jak będą sami coś się wydarzy ;3 Ale nie wyprzedzam faktów. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : )
Nie wiem co mam o tym myśleć. Ta ucieczka jest zbyt prosta, a jak wiadomo, w krymina lach nic nie jest proste. To na pewno nie jest koniec przygody z mafijnym światem, prędzej czy później od dopadnie bohaterke czy chce czy nie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
O matko kochana.... albo Jesusie Navasie!! To jest cudowne. Naprawdę nie spodziewałam się takiego kombinowania, usypiania tego bydlaka, dogadania się z tą całą Daisy, a wszystko po to, by pomóc jemu. Jestem naprawdę zachwycona!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
WooooW ;O Świetne to opowiadanie jest ;D;D Się wciągnęłam w prolog potem ten pierwszy rozdział i już się kolejnego nie mogę doczekać! XD
OdpowiedzUsuńAh ten Mesjasz XD
szczerze? aż mnie szyja troche zabolała ale dotrwałam do końca, hah.
OdpowiedzUsuńczy skoro ta ich ucieczka przebiega raczej w pomyślny sposób mamy się spodziewać jakichś kłopotów później? zresztą nawet jeśli, zpewnością Ria wyjdzie z nich obronną ręką :D
a Garry i Barry to nie wiem czemu, ale wzbudzają we mnie wesołość mimo wszystko. XD
Co mam powiedzieć? Jest to zdecydowanie opowiadanie z tak zwanym efektem wow ;D
OdpowiedzUsuńRia jest bardzo dzielna, ale to się nie uda. Nie ma prawa się udać tak po prostu. I wiem, że tym bardziej będzie ciekawie.
Nie mogę się doczekać!
buziaki :*
Zakochała m się w twoich opowiadaniach. Ten blog jak i również wszystkie inne jest genialny. Piszesz rozdziały tak że zachęcasz do dalszego czytania. Co do Rii i Jesusa -szkoda mi ich. Wpadli w lapska gangu za nic nie zasłużyli sobie na taki los. Cóż dobrze że uciekli ale wiem że to dopiero początek kłopotów. Za różowo ny było jakby im sie tak po prostu udało
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
WINIAROWA♥